To już miesiąc (a właściwie nawet półtora...)

Słyszę głosy od niektórych, brzmiące "dawno nic nie napisałaś", no to postanowiłam jednak ulec namowom... Przykro mi, że musicie to czytać :P

Od czasu ostatniego posta byliśmy w podróży poślubnej na cudownej Teneryfie (jeśli chcecie to też mogę jakąś małą relację zrobić) i generalnie urządzaliśmy się w naszym mieszkanku. Cały czas z niecierpliwością czekamy na zdjęcia i film ze ślubu i już przebieramy nóżkami, a tu okazuje się, że musimy się uzbroić w cierpliwość...

Jeśli chodzi o postępy moje jako perfekcyjnej pani domu, to ja uważam, że są :P Mieliśmy nawet przyjemność gościć rodziców na obiedzie i nikt nie dostał zatrucia żołądkowego, także ani się człowiek nie obejrzy, a tu kolejny sukces! ;) Tak serio to wtedy prawie cały weekend spędziliśmy szykując się na przyjęcie gości - muszę tu pochwalić szczególnie Męża, który dzielnie sprzątał, bo ja właściwie nie wystawiałam nosa z kuchni. Co prawda bita śmietana na cieście mi coś spłynęła i goście musieli czekać na drugie danie zanim się dogotuje, ale ja tam zaliczam tą wizytę na plus! I w dodatku Mąż się później cieszył bo do pracy dostawał resztki z obiadku, który nie chwaląc się, wyszedł nam naprawdę pyszny.

Skoro już jesteśmy miesiąc po ślubie to  musimy się Wam przyznać - postanowiliśmy powiększyć rodzinę. Jej nowy członek nazywa się Gucio, ma 4 miesiące i 4 łapy, bo jest kotem... Jego wymagania są prawie takie same jak małego dziecka, bo przecież trzeba mu dać jeść, pić i posprzątać kuwetę (tyłek podciera sobie sam, haha!). Na szczęście nie musimy go zostawiać z nianią bo jest bardzo samodzielny, chociaż notorycznie wchodzi na stół - nikt nie może być idealny...

Tak więc oto nasz Gucio:


A jak już tak bardziej na temat różnych zmian wchodzimy to moje włosy skróciły się o ponad połowę. Uprzedzając pytania, tak, szkoda mi ich trochę, ale jest mi teraz dużo wygodniej i chłodniej. Nie martwcie się, i tak te skubańce szybko odrosną :P


W zanadrzu czają się jeszcze inne zmiany, ale o tym może innym razem... 

P.S. 
Jeśli ktoś się zastanawia jak w końcu udało mi się domyć garnek to mam smutną wiadomość - nie udało się i poszedł do śmieci. Ale spokojnie, nie poddajemy się, w przyszłym roku będą piękne powidła bez przypalonego garnka!

Komentarze

  1. Czekamy na opowieści z podróży do raju! Jak najbardziej, liczne zdjęcia mile widziane :D
    #zakochanisawspaniali <3

    OdpowiedzUsuń
  2. w takim razie to zły garnek był i dobrze, że już go nie ma :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że chcemy relacji z podróży! A nowy członek Waszej rodziny jest przeuroczy! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz